Dla
MaryStealnight
Mal i Ben
"Następcy"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dobro zwyciężyło!
Znowu... Oczywiście po koronacji księcia, a raczej króla Bena nie
obyło się bez imprezy. Tańce do późna, śpiewanie, drinki,
przekąski, kilka niewinnych pocałunków i uścisków. Można chcieć
czegoś więcej? Tak, można. Bawiłam się świetnie razem z
przyjaciółmi i... CHŁOPAKIEM. Byłam zakochana w Benie, a może to
tylko zauroczenie? W jego towarzystwie czułam się dobrze, ale
jednak czegoś mi brakowało. Pomiędzy nami była taka...pustka. Jego
rodzice mnie polubili, tak samo jak Evie, Carlosa i Jay'a. Wiadomo,
że ja byłam na pierwszym miejscu ponieważ byłam kandydatką na
przyszłą królową. I chyba to mi tak bardzo przeszkadzało.
Przez całe życie
mieszkałam na brudnej, wręcz obleśnej wyspie na której piłam
kawę, która była tak czarna i błotnista, że aż smakowała jak
błoto. Jadłam resztki jedzenia, spleśniały chleb i zgniłe owoce.
Spałam na łóżku bez prześcieradła z byle jakimi poduszkami.
Musiałam kraść. Teraz miałam mieszkać już zawsze w Auradonie,
gdzie żyje się w luksusie. Nie trzeba kraść bo wszystko się ma,
wszystko zawsze jest świeże. Przecież Ben będzie miał teraz tyle
obowiązków i nie będzie miał dla mnie czasu, a ja co będę
robić? Siedzieć w jacuzzi albo chodzić na jakieś bankiety?
- Mal? Kochanie
wszystko dobrze?- z zamyślenia wyrwał mnie nie kto inny jak... Ben.
Powiedział "kochanie". To tak dziwnie brzmi, prawda?
- Tak. Jest okej.
- Zatańczysz ze mną?
- Znowu? -zapytałam ze
śmiechem, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. - Może potem.
Strasznie mnie bolą nogi.
- Jak pani sobie życzy.
-puścił do mnie oczko i z uśmiechem poszedł na parkiet, a po
chwili już tańczył z Jane.
Patrzyłam jak Evie i Doug
"szaleją" po parkiecie. Wielkim plusem było to, że
wszyscy tutaj jakoś się dogadywaliśmy. W końcu doszłam do
wniosku, że nie będę tak sama siedzieć i podeszłam do Carlosa,
który bawił się ze Starym na jednym z tarasów.
- Czemu siedzisz tutaj
sam? -spytałam i usiadłam koło niego.
- Nie jestem sam. Jest
ze mną Stary. Prawda pieseczku? -powiedział pieszczotliwie drapiąc
psa za uszami.
- Czemu nie tańczysz?
- Nie mam ochoty.
-również zaczęłam głaskać psa.
- Widziałaś gdzieś
Jane?
- Tak, tańczy z
Benem... Poczekaj no... a po co ci Jane?
- No, wiesz... no...
już nie ważne. -mówiąc to zarumienił się.
- Jasne. Wiem, że ci
się podoba.
- Wcale nie!
- Dobra wierzę ci.
- Na prawdę?
- Nie.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dwa
dni później
(nadal bolały
mnie nogi, bo w końcu
po długich
namowach zatańczyłam
jeszcze raz) siedziałam
w pokoju i patrzyłam
w okno bezwiednie gładząc
swoje włosy.
Myślałam
o mamie. Pomimo tego, że
mnie nie kochała,
a przynajmniej nie tak jak powinno się
kochać
córkę
to trochę
za nią
tęskniłam.
Minęły
tylko dwa dni od koronacji, a ja i Ben coraz bardziej się
od siebie oddalaliśmy.
On co chwilę
chodził
na zebrania, a jak mieliśmy chociaż
pięć
minut dla siebie to cały
czas mówił
mi o sytuacji w jakiej znajduję
się
królestwo.
"No bo wiesz krasnoludki wkurzają
się o to, że
myszki dostają
większe
wynagrodzenie, ale przecież myszki muszą
mieć
nowe materiały
na suknie. Z drugiej strony gdyby krasnoludki nie wydobywały
złota
i diamentów
to w Auradonie byłoby
więcej
biedaków
niż na Wyspie Potępionych".
Takie teksty słyszałam
co chwilę.
Do pokoju weszła
Evie.
-
No nareszcie wróciłaś.
Już myślałam, że się zgubiłaś, bo lekcje skończylismy trzy
godziny temu.
- Po lekcjach poszłam
Carlosem oglądać trening Jaya.
- Co? Dlaczego mnie nie
zabraliście?
- Mal. Od koronacji
chodzisz zamyślona i nic do ciebie nie dociera.
- No, ale mogliście
mnie chociaż zapytać!
- Następnym razem tak
zrobimy. Przepraszam.
- Już dobra. To tylko
głupi trening. Posłuchaj Evie musimy pogadać -dziewczyna nic nie
powiedziała tylko usiadła koło mnie i popatrzyła się na mnie.
- Ja i Ben to już nie
to samo. Uważam, że to źle, że jesteśmy razem. za krótko go
znam, a poza tym on teraz jest królem. Chyba mu o tym powiem. Zerwę
z nim. Jak myślisz?
- Zrobisz jak uważasz,
ale myślę, że po tak krótkim czasie nie powinnaś z nim zrywać.
Mal. Ty też już nie jesteś sobą. Znam cie bardzo długo i jeszcze
nigdy nie byłaś tak przygnębiona.
-
Ojejku! Po prostu nie pasuję mi życie w Auradonie! Za dużo tu
księżniczek i takich przesłodzonych ludzi! Wychowałam się gdzie
indziej! Z tego co widzę tylko ja tu nie pasuję. Wy świetnie sobie
radzicie. Ty masz Douga, Carlos ma Starego i Jane, Jay ma te swoje
głupie treningi i Audrey, a ja?
- A
ty zostaniesz królową. Nie psuje ci to, że jesteśmy szczęśliwi?
-
Może i nie pasuje, a co?
-
Nic. Już nic. Rób co chcesz, zrywaj sobie z Benem, płyń z
powrotem na tę przeklętą wyspę! To będzie dla ciebie najlepsze.
-krzyknęła i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
"Co
ja narobiłam?" Skarciłam siebie w myślach i opadłam na
poduszki.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Miesiąc
minął w zastraszająco szybkim czasie, a ja przez ten głupi
miesiąc byłam sama. Bez przyjaciół, którzy się na mnie obrazili.
Właściwie to został Ben, któremu bałam się wyznać co czuję i
przez to musiałam przez cały miesiąc słuchać jego długich,
monotonnych wypowiedzi.
"Czas
w końcu z tym skończyć" -pomyślałam i wstałam z łóżka .
Nie patrząc się a Evie, która teraz coś szyła na maszynie,
wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę komnaty Bena.
Zapukałam.
-
Ben musimy porozmawiać. -powiedziałam i złapałam go za rękę jak
tylko otworzył drzwi.
- O
co chodzi? Nie mam zbyt wiele czasu.
-
Nie obchodzi mnie to.
- Co
ty dzisiaj taka...
-
Zaraz ci wyjaśnię -ucięłam jego wypowiedź i wyprowadziłam nas
na zamkowe błonia.
-
Nasz związek nie ma sensu. -w końcu to z siebie wydusiłam kiedy tak
przechodziliśmy obok strumyka.
-
Czyli ty też to zauważyłaś?
-
Tak -byłam trochę zdziwiona, odpowiedzią Bena, ale zachowałam
twardą minę. - Nie masz w ogóle czasu, a ja przez nasz związek
jestem zdołowana i przez to moje zachowanie straciłam przyjaciół.
- Ja
przepraszam cię Mal. Nie wiedziałem, że to tak wyjdzie.
-
Oddaję ci pierścień. To już koniec. -mówiąc to zdjęłam złoty
sygnet i dałam go Benowi.
-
Ale mogę liczyć na twoją przyjaźń?
-
Nie wiem. -powiedziałam oschle i odeszłam w stronę zamku.
Myślałam, że przyjmie to gorzej. łatwo poszło, a to znaczy, ż
mu na mnie nie zależało.
Na
drugi dzień zaczęłam się pakować. Nie mogę tutaj dalej żyć.
To nie jest miejsce dla mnie.
-
Mal! Co ty robisz? -zapytała się przerażona Evie. to były jej
pierwsze słowa skierowane do mnie od kilku tygodni.
-
Pakuję się. Nie widać?
-
Czyli to prawda? Nie podoba ci się tu.
-
Tak.
-
Chciałam ci właśnie powiedzieć, że obgadaliśmy to i wybaczamy
ci.
Nic na
to nie powiedziałam tylko przytuliłam się do Evie.
-
Zawsze będziesz dla nie jak siostra, a Carlos i Jay jak bracia, ale
nie mogę tu żyć.
-
Nie płacz. -dodałam kiedy zauważyłam łzy w oczach mojej
"siostry". - Już zawsze będę po stronie dobra, ale ja
muszę tam wrócić rozumiesz?
Na
drugi dzień szofer odwiózł mnie na Wyspę Potępionych. Tutaj się
wychowałam i tutaj dorosnę. Będę mogła pozbyć się z głowy
obrazu Bena. Nie zależało mi na nim aż tak, ale jednak mogłam
zgodzić się na przyjaźń. No cóż, już nie ma odwrotu. To jest mój
dom.
Świetne <3 Lubię tą parę, ale chciałam dać ci jakiś stopień trudności, choć sama nie wiem czy łatwiej pisać Happy Endy, czy wręcz przeciwnie. Mój ukochany fragment to chyba ten - Na drugi dzień szofer odwiózł mnie na Wyspę Potępionych. Tutaj się wychowałam i tutaj dorosnę. Jest taki, nie wiem jak go opisać. Teraz czekam na Romione. Mogę zamówić coś jeszcze? Mam nadzieję, że tak, więc lecę do odpowiedniej zakładki.
OdpowiedzUsuńPS. Ja bym nic nie zmieniła. Jest idealna ;) Pozdrawiam :D
Dzięki :)
UsuńSuper,że ci się podoba :)
Dzisiaj biorę się za Romione ale nie wiem kiedy się pojawi .