Strony

piątek, 23 października 2015

Mal i Ben dla MaryStealnight :)

Dla MaryStealnight
Mal i Ben
"Następcy"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dobro zwyciężyło! Znowu... Oczywiście po koronacji księcia, a raczej króla Bena nie obyło się bez imprezy. Tańce do późna, śpiewanie, drinki, przekąski, kilka niewinnych pocałunków i uścisków. Można chcieć czegoś więcej? Tak, można. Bawiłam się świetnie razem z przyjaciółmi i... CHŁOPAKIEM. Byłam zakochana w Benie, a może to tylko zauroczenie? W jego towarzystwie czułam się dobrze, ale jednak czegoś mi brakowało. Pomiędzy nami była taka...pustka. Jego rodzice mnie polubili, tak samo jak Evie, Carlosa i Jay'a. Wiadomo, że ja byłam na pierwszym miejscu ponieważ byłam kandydatką na przyszłą królową. I chyba to mi tak bardzo przeszkadzało.
Przez całe życie mieszkałam na brudnej, wręcz obleśnej wyspie na której piłam kawę, która była tak czarna i błotnista, że aż smakowała jak błoto. Jadłam resztki jedzenia, spleśniały chleb i zgniłe owoce. Spałam na łóżku bez prześcieradła z byle jakimi poduszkami. Musiałam kraść. Teraz miałam mieszkać już zawsze w Auradonie, gdzie żyje się w luksusie. Nie trzeba kraść bo wszystko się ma, wszystko zawsze jest świeże. Przecież Ben będzie miał teraz tyle obowiązków i nie będzie miał dla mnie czasu, a ja co będę robić? Siedzieć w jacuzzi albo chodzić na jakieś bankiety?
- Mal? Kochanie wszystko dobrze?- z zamyślenia wyrwał mnie nie kto inny jak... Ben. Powiedział "kochanie". To tak dziwnie brzmi, prawda?
- Tak. Jest okej.
- Zatańczysz ze mną?
- Znowu? -zapytałam ze śmiechem, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. - Może potem. Strasznie mnie bolą nogi.
- Jak pani sobie życzy. -puścił do mnie oczko i z uśmiechem poszedł na parkiet, a po chwili już tańczył z Jane.
Patrzyłam jak Evie i Doug "szaleją" po parkiecie. Wielkim plusem było to, że wszyscy tutaj jakoś się dogadywaliśmy. W końcu doszłam do wniosku, że nie będę tak sama siedzieć i podeszłam do Carlosa, który bawił się ze Starym na jednym z tarasów.
- Czemu siedzisz tutaj sam? -spytałam i usiadłam koło niego.
- Nie jestem sam. Jest ze mną Stary. Prawda pieseczku? -powiedział pieszczotliwie drapiąc psa za uszami.
- Czemu nie tańczysz?
- Nie mam ochoty. -również zaczęłam głaskać psa.
- Widziałaś gdzieś Jane?
- Tak, tańczy z Benem... Poczekaj no... a po co ci Jane?
- No, wiesz... no... już nie ważne. -mówiąc to zarumienił się.
- Jasne. Wiem, że ci się podoba.
- Wcale nie!
- Dobra wierzę ci.
- Na prawdę?
- Nie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dwa dni później (nadal bolały mnie nogi, bo w końcu po długich namowach zatańczyłam jeszcze raz) siedziałam w pokoju i patrzyłam w okno bezwiednie gładząc swoje włosy. Myślałam o mamie. Pomimo tego, że mnie nie kochała, a przynajmniej nie tak jak powinno się kochać córkę to trochę za nią tęskniłam. Minęły tylko dwa dni od koronacji, a ja i Ben coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. On co chwilę chodził na zebrania, a jak mieliśmy chociaż pięć minut dla siebie to cały czas mówił mi o sytuacji w jakiej znajduję się królestwo. "No bo wiesz krasnoludki wkurzają się o to, że myszki dostają większe wynagrodzenie, ale przecież myszki muszą mieć nowe materiały na suknie. Z drugiej strony gdyby krasnoludki nie wydobywały złota i diamentów to w Auradonie byłoby więcej biedaków niż na Wyspie Potępionych". Takie teksty słyszałam co chwilę. Do pokoju weszła Evie.
- No nareszcie wróciłaś. Już myślałam, że się zgubiłaś, bo lekcje skończylismy trzy godziny temu.
- Po lekcjach poszłam Carlosem oglądać trening Jaya.
- Co? Dlaczego mnie nie zabraliście?
- Mal. Od koronacji chodzisz zamyślona i nic do ciebie nie dociera.
- No, ale mogliście mnie chociaż zapytać!
- Następnym razem tak zrobimy. Przepraszam.
- Już dobra. To tylko głupi trening. Posłuchaj Evie musimy pogadać -dziewczyna nic nie powiedziała tylko usiadła koło mnie i popatrzyła się na mnie.
- Ja i Ben to już nie to samo. Uważam, że to źle, że jesteśmy razem. za krótko go znam, a poza tym on teraz jest królem. Chyba mu o tym powiem. Zerwę z nim. Jak myślisz?
- Zrobisz jak uważasz, ale myślę, że po tak krótkim czasie nie powinnaś z nim zrywać. Mal. Ty też już nie jesteś sobą. Znam cie bardzo długo i jeszcze nigdy nie byłaś tak przygnębiona.
- Ojejku! Po prostu nie pasuję mi życie w Auradonie! Za dużo tu księżniczek i takich przesłodzonych ludzi! Wychowałam się gdzie indziej! Z tego co widzę tylko ja tu nie pasuję. Wy świetnie sobie radzicie. Ty masz Douga, Carlos ma Starego i Jane, Jay ma te swoje głupie treningi i Audrey, a ja?
- A ty zostaniesz królową. Nie psuje ci to, że jesteśmy szczęśliwi?
- Może i nie pasuje, a co?
- Nic. Już nic. Rób co chcesz, zrywaj sobie z Benem, płyń z powrotem na tę przeklętą wyspę! To będzie dla ciebie najlepsze. -krzyknęła i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
"Co ja narobiłam?" Skarciłam siebie w myślach i opadłam na poduszki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miesiąc minął w zastraszająco szybkim czasie, a ja przez ten głupi miesiąc byłam sama. Bez przyjaciół, którzy się na mnie obrazili. Właściwie to został Ben, któremu bałam się wyznać co czuję i przez to musiałam przez cały miesiąc słuchać jego długich, monotonnych wypowiedzi.
"Czas w końcu z tym skończyć" -pomyślałam i wstałam z łóżka . Nie patrząc się a Evie, która teraz coś szyła na maszynie, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę komnaty Bena. Zapukałam.
- Ben musimy porozmawiać. -powiedziałam i złapałam go za rękę jak tylko otworzył drzwi.
- O co chodzi? Nie mam zbyt wiele czasu.
- Nie obchodzi mnie to.
- Co ty dzisiaj taka...
- Zaraz ci wyjaśnię -ucięłam jego wypowiedź i wyprowadziłam nas na zamkowe błonia.
- Nasz związek nie ma sensu. -w końcu to z siebie wydusiłam kiedy tak przechodziliśmy obok strumyka.
- Czyli ty też to zauważyłaś?
- Tak -byłam trochę zdziwiona, odpowiedzią Bena, ale zachowałam twardą minę. - Nie masz w ogóle czasu, a ja przez nasz związek jestem zdołowana i przez to moje zachowanie straciłam przyjaciół.
- Ja przepraszam cię Mal. Nie wiedziałem, że to tak wyjdzie.
- Oddaję ci pierścień. To już koniec. -mówiąc to zdjęłam złoty sygnet i dałam go Benowi.
- Ale mogę liczyć na twoją przyjaźń?
- Nie wiem. -powiedziałam oschle i odeszłam w stronę zamku. Myślałam, że przyjmie to gorzej. łatwo poszło, a to znaczy, ż mu na mnie nie zależało.
Na drugi dzień zaczęłam się pakować. Nie mogę tutaj dalej żyć. To nie jest miejsce dla mnie.
- Mal! Co ty robisz? -zapytała się przerażona Evie. to były jej pierwsze słowa skierowane do mnie od kilku tygodni.
- Pakuję się. Nie widać?
- Czyli to prawda? Nie podoba ci się tu.
- Tak.
- Chciałam ci właśnie powiedzieć, że obgadaliśmy to i wybaczamy ci.
Nic na to nie powiedziałam tylko przytuliłam się do Evie.
- Zawsze będziesz dla nie jak siostra, a Carlos i Jay jak bracia, ale nie mogę tu żyć.
- Nie płacz. -dodałam kiedy zauważyłam łzy w oczach mojej "siostry". - Już zawsze będę po stronie dobra, ale ja muszę tam wrócić rozumiesz?
Na drugi dzień szofer odwiózł mnie na Wyspę Potępionych. Tutaj się wychowałam i tutaj dorosnę. Będę mogła pozbyć się z głowy obrazu Bena. Nie zależało mi na nim aż tak, ale jednak mogłam zgodzić się na przyjaźń. No cóż, już nie ma odwrotu. To jest mój dom.

2 komentarze:

  1. Świetne <3 Lubię tą parę, ale chciałam dać ci jakiś stopień trudności, choć sama nie wiem czy łatwiej pisać Happy Endy, czy wręcz przeciwnie. Mój ukochany fragment to chyba ten - Na drugi dzień szofer odwiózł mnie na Wyspę Potępionych. Tutaj się wychowałam i tutaj dorosnę. Jest taki, nie wiem jak go opisać. Teraz czekam na Romione. Mogę zamówić coś jeszcze? Mam nadzieję, że tak, więc lecę do odpowiedniej zakładki.

    PS. Ja bym nic nie zmieniła. Jest idealna ;) Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :)
      Super,że ci się podoba :)
      Dzisiaj biorę się za Romione ale nie wiem kiedy się pojawi .

      Usuń