Dla MaryStealnight
Romione
Harry Potter
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
W dwa lata Nora zmieniła się nie do poznania. Nie z wyglądu lecz z atmosfery. Cała rodzina, a nawet przyjaciele pogrążyli się w smutku, który bezustannie próbowali zatuszować sztucznym uśmiechem. Po wojnie nikt już nie był taki sam. Po skończeniu Hogwartu Hermiona zamieszkała w Norze. Obiecała sobie, że rodziców odszuka dopiero wtedy kiedy emocje w niej trochę opadną. Co noc śniły jej się koszmary z udziałem martwych ciał leżących na błoniach oraz korytarzach Hogwartu. Co noc w głowie miała przerażający śmiech Bellatrix Lestrange i odczuwała ból, który jej zadawała w Dworze Malfoy'ów. Ogromnym plusem było to, że mieszkała w pokoju razem z Ginny. Przynajmniej kiedy otworzyła oczy czuła się bezpiecznie i przyjaciółka zawsze mogła ją przytulić, pocieszyć. Relacje Rona i Hermiony znacznie się polepszyły. Wszyscy dookoła wiedzieli,że są parą. Nie wstydzili się tego. Co wieczór cała czwórka (Hermiona, Ron, Ginny i Harry,tak Harry też zamieszkał w Norze) siedziała do późna rozmawiając i snując plany na przyszłość. Teraz przyjaciele siedzieli w pokoju chłopaków zajadając się czekoladowymi żabami i fasolkami wszystkich smaków.
- Hermiono łap! -krzyknął Harry rzucając Hermionie jedną z czekoladowych żab i przez przypadek trafiając ją w twarz.
- Ej! Stary uważaj! -oburzył się Ron i natychmiast podbiegł do niej i pocałował ją czule w miejsce, w które oberwała.
- Oh Ron daj spokój! Nic mi przecież nie jest. Nawet nie bolało, ale i tak ci dziękuję. -po wypowiedzeniu tych słów pocałowała go bardzo namiętnie w usta. Ginny i Harry popatrzyli się na siebie i próbowali powstrzymać śmiech.
- Wiecie co? To może my was zostawimy samych. Powiemy mamie, że nie zejdziecie na kolacje, bo macie COŚ WAŻNEGO do załatwienia. -powiedziała Ginny, a następnie zaśmiała się, zaraz po niej śmiechem wybuchnął Harry. Tym razem to nie był sztuczny śmiech.
- No Harry przeproś Hermione i wychodzimy. -Ginny złapała Harry'ego za nadgarstek i pociągnęła w stronę drzwi.
- Haha bardzo śmieszne. - Ron oderwał się od Hermiony i popatrzył się na roześmianą parę spojrzeniem pełnym pretensji
~~~~~~~~~~~~~~~~~
- A dokąd to się wybierasz Hermiono? -zapytała zmęczonym, ale nawet wesołym głosem Ginny.
-Oh Ginny myślałam, że śpisz.
- Dobra, dobra. Nie przedłużaj. Gdzie idziesz o tak późnej porze?
- A co ty jesteś moją mamą?
- Nie, ale się o ciebie martwię.
- No dobra. To zgadnij gdzie mogę iść...
- Hmm... pomyślmy... do Rona?
- Brawo! Pięć punktów dla Gryffindoru! -krzyknęła żartobliwie Hermiona.
- Zostajesz tam do rana?- zapytała i uśmiechnęła się w dziwny sposób.
- Może. Jak wasza mama przyjdzie na zwiady to mnie kryj.
- Nie ma sprawy! Bawcie się dobrze!- powiedziała jeszcze szybko, ze śmiechem i drzwi cicho zamknęły się za Hermioną.
- Hermiono łap! -krzyknął Harry rzucając Hermionie jedną z czekoladowych żab i przez przypadek trafiając ją w twarz.
- Ej! Stary uważaj! -oburzył się Ron i natychmiast podbiegł do niej i pocałował ją czule w miejsce, w które oberwała.
- Oh Ron daj spokój! Nic mi przecież nie jest. Nawet nie bolało, ale i tak ci dziękuję. -po wypowiedzeniu tych słów pocałowała go bardzo namiętnie w usta. Ginny i Harry popatrzyli się na siebie i próbowali powstrzymać śmiech.
- Wiecie co? To może my was zostawimy samych. Powiemy mamie, że nie zejdziecie na kolacje, bo macie COŚ WAŻNEGO do załatwienia. -powiedziała Ginny, a następnie zaśmiała się, zaraz po niej śmiechem wybuchnął Harry. Tym razem to nie był sztuczny śmiech.
- No Harry przeproś Hermione i wychodzimy. -Ginny złapała Harry'ego za nadgarstek i pociągnęła w stronę drzwi.
- Haha bardzo śmieszne. - Ron oderwał się od Hermiony i popatrzył się na roześmianą parę spojrzeniem pełnym pretensji
~~~~~~~~~~~~~~~~~
- A dokąd to się wybierasz Hermiono? -zapytała zmęczonym, ale nawet wesołym głosem Ginny.
-Oh Ginny myślałam, że śpisz.
- Dobra, dobra. Nie przedłużaj. Gdzie idziesz o tak późnej porze?
- A co ty jesteś moją mamą?
- Nie, ale się o ciebie martwię.
- No dobra. To zgadnij gdzie mogę iść...
- Hmm... pomyślmy... do Rona?
- Brawo! Pięć punktów dla Gryffindoru! -krzyknęła żartobliwie Hermiona.
- Zostajesz tam do rana?- zapytała i uśmiechnęła się w dziwny sposób.
- Może. Jak wasza mama przyjdzie na zwiady to mnie kryj.
- Nie ma sprawy! Bawcie się dobrze!- powiedziała jeszcze szybko, ze śmiechem i drzwi cicho zamknęły się za Hermioną.
~~~~~~~~~~~~~~~~
Hermiona szła właśnie przez przedpokój, kiedy usłyszała kroki.
-Kto tam? -szepnęła.
- Hermiono to ty?
- Harry?
- Już się wystraszyłem, że to pani Weasley.
- Ja też tak myślałam. Dokąd idziesz?
- Ron mnie wywalił z pokoju. I już chyba wiem dlaczego... Idziesz do niego?
- Noo... -wyjąkała rumieniąc się. - Jak chcesz to idź do Ginny. Chętnie cie przyjmie.
- Taa... muszę się zastanowić. No to... miłej zabawy. -uśmiechnął się i odszedł.
- Uff. -odetchnęła i zapukała do drzwi.
- Ron, to ja.
- Wejdź!
Weszła do pokoju. Ron czekał na Hermione stojąc przy oknie i oglądając ogromny srebrny księżyc. Chyba nawet nie zauważył, że ktoś mu się przygląda.
- Ron - szepnęła Hermiona, tym samym wyrywając go z zadumy. - Idziemy?
- Tak. - złapał Hermione za rękę i wyszli z Nory. Skierowali się w stronę potoku znajdującego się za Norą.
Usiedli pod rozłożystym drzewem i zapatrzyli się w szybko płynącą wodę.
- O czym myślisz? - zapytała Hermiona, po czym oparła głowę o ramię Rona.
- O nas - odpowiedział cicho po chwili namysłu.
- To znaczy? - zaśmiała się i spojrzała figlarnie na Rona. Przy nim nareszcie mogła się szczerze śmiać. Nie czuła już takiego bólu po stracie znajomych. Właściwie to on był w gorszej sytuacji, w końcu stracił brata.
- O naszej przyszłości i przeszłości.
- NASZEJ przyszłości? - szeroko się uśmiechnęła.
-Tak. A co do przeszłości... pamiętasz jak co chwilę się kłóciliśmy? Prawie codziennie przez siedem lat...
- Nie codziennie... ale bardzo często - dziewczyna poprawiła Rona.
- Ugh... wiesz co mi się przypomniało?
- Lavender Brown?
- Skąd wiedziałaś?
- Zorientowałam się po tym twoim odruchu wymiotnym... - Ron zaczął się na głos śmiać.
- Szczerze mówiąc to trochę szkoda mi jej było jak zginęła - powiedziała przez łzy Hermiona. Nie płakała oczywiście z powodu Lavender. Przypomniała sobie martwych Lupinów, Freda, a nawet Colina Creevey'a chociaż nie znała go dobrze. Przed oczami znowu przeleciały jej sceny z bitwy.
- Nie płacz - objął mocniej Hermione i pocałował ją w policzek.
- Która jest godzina? - zapytała zmęczonym głosem, ale zanim Ron jej odpowiedział ona już spała. Ron zaniósł ją do swojego pokoju i położył się obok niej na łóżku. Po paru minutach również zasnął.
Nagle usłyszał jakieś krzyki. Gwałtownie otworzył oczy i wyskoczył z łóżka. To tylko Hermionie coś się śniło. Odetchnął z ulgą, ale jednak nie wiedział co robić. Usiadł z powrotem obok niej i wziął jej rękę.
- Ron wracaj! Proszę wróć do nas! Ron... Ron... Ron! - krzyczała Hermiona.
- Cii... już dobrze jestem tu - mówił spokojnym, ale wystraszonym głosem. Wątpił, że Hermiona go usłyszy, ale musiał spróbować. Nagle dziewczyna otworzyła oczy.
- Ron jesteś tu? - zapytała płacząc.
-Tak. Jestem.
- Śniło mi się...
- Wiem co ci się śniło. Śniło ci się to jak wtedy was zostawiłem. Prawda? Hermiono wybacz mi proszę. Dobrze wiesz, że byłem pod działaniem horkruksa.
- Ron. Przecież ja cię nie winię. Poza tym to było tak dawno...
- No tak, ale mam wyrzuty sumienia.
- Przestań. Koniec tematu chodźmy dalej spać. Poza tym to ja powinnam cię teraz przepraszać za to, że cię obudziłam - Hermiona nie umiała się uspokoić. Ledwo wypowiedziała te słowa, cała się trzęsła i szlochała.
- Już dobrze - Ron położył się i pociągnął za sobą Hermione. Leżeli tak wtuleni w siebie aż do rana. Żadne z nich już nie zmrużyło oka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co wy tacy wszyscy nie wyspani? - spytała pani Weasley przy śniadaniu. Faktycznie każdy wyglądał okropnie. Ginny miała przymknięte oczy, a Harry siedział do jej tyłem i opierał się o oparcie jej krzesła. Fred miał całe czerwony i zapuchnięte oczy, pe
ie znowu płakał. Percy podpierał swoją głowę ramieniem, a jego łokieć był zamoczony w misce z płatkami. Chyba nie muszę pisać w jakim stanie byli Ron i Hermiona, prawda?
- Mówię do was - Molly była już odrobinę zirytowana.
- Mamo nie mogłem spać. Czy to moja wina? - powiedział sennym głosem Percy wycierając łokieć z mleka.
- No jasne. Jak pisałeś całą noc z Audrey to się nie dziwię... - Ginny nieco się ożywiła.
- Jaką znowu Audrey? - zapytał się zarumieniony Percy.
- Tą blondyną z ministerstwa. O ile się nie mylę pracuję jako asystentka ministra?
- Aaa... masz na myśli pannę Packard?
- Tak. Właśnie nią. Wiesz co? Udawanie ci coś nie wychodzi... Dobra więc sprawa Percy'ego jest już załatwiona. Teraz wy - powiedziała wskazując palcem na Rona i Hermione.
- My? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona. - Patrz na siebie i Harry'ego.
- Yhm! - chrząknęła głośno pani Weasley. - Czy możecie załatwić te sprawy po śniadaniu?
Już nikt więcej się nie odezwał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chociaż dla nas o już koniec tego opowiadania to dla Rona i Hermiony ono nigdy się nie skończy. Ich miłość i przyjaźń przezwyciężą każdą kłótnie i nawet największe niepotozumienia.
Ron kocha Hermione. Hermiona kocha Rona. I już wszystko jest dobrze.
- Noo... -wyjąkała rumieniąc się. - Jak chcesz to idź do Ginny. Chętnie cie przyjmie.
- Taa... muszę się zastanowić. No to... miłej zabawy. -uśmiechnął się i odszedł.
- Uff. -odetchnęła i zapukała do drzwi.
- Ron, to ja.
- Wejdź!
Weszła do pokoju. Ron czekał na Hermione stojąc przy oknie i oglądając ogromny srebrny księżyc. Chyba nawet nie zauważył, że ktoś mu się przygląda.
- Ron - szepnęła Hermiona, tym samym wyrywając go z zadumy. - Idziemy?
- Tak. - złapał Hermione za rękę i wyszli z Nory. Skierowali się w stronę potoku znajdującego się za Norą.
Usiedli pod rozłożystym drzewem i zapatrzyli się w szybko płynącą wodę.
- O czym myślisz? - zapytała Hermiona, po czym oparła głowę o ramię Rona.
- O nas - odpowiedział cicho po chwili namysłu.
- To znaczy? - zaśmiała się i spojrzała figlarnie na Rona. Przy nim nareszcie mogła się szczerze śmiać. Nie czuła już takiego bólu po stracie znajomych. Właściwie to on był w gorszej sytuacji, w końcu stracił brata.
- O naszej przyszłości i przeszłości.
- NASZEJ przyszłości? - szeroko się uśmiechnęła.
-Tak. A co do przeszłości... pamiętasz jak co chwilę się kłóciliśmy? Prawie codziennie przez siedem lat...
- Nie codziennie... ale bardzo często - dziewczyna poprawiła Rona.
- Ugh... wiesz co mi się przypomniało?
- Lavender Brown?
- Skąd wiedziałaś?
- Zorientowałam się po tym twoim odruchu wymiotnym... - Ron zaczął się na głos śmiać.
- Szczerze mówiąc to trochę szkoda mi jej było jak zginęła - powiedziała przez łzy Hermiona. Nie płakała oczywiście z powodu Lavender. Przypomniała sobie martwych Lupinów, Freda, a nawet Colina Creevey'a chociaż nie znała go dobrze. Przed oczami znowu przeleciały jej sceny z bitwy.
- Nie płacz - objął mocniej Hermione i pocałował ją w policzek.
- Która jest godzina? - zapytała zmęczonym głosem, ale zanim Ron jej odpowiedział ona już spała. Ron zaniósł ją do swojego pokoju i położył się obok niej na łóżku. Po paru minutach również zasnął.
Nagle usłyszał jakieś krzyki. Gwałtownie otworzył oczy i wyskoczył z łóżka. To tylko Hermionie coś się śniło. Odetchnął z ulgą, ale jednak nie wiedział co robić. Usiadł z powrotem obok niej i wziął jej rękę.
- Ron wracaj! Proszę wróć do nas! Ron... Ron... Ron! - krzyczała Hermiona.
- Cii... już dobrze jestem tu - mówił spokojnym, ale wystraszonym głosem. Wątpił, że Hermiona go usłyszy, ale musiał spróbować. Nagle dziewczyna otworzyła oczy.
- Ron jesteś tu? - zapytała płacząc.
-Tak. Jestem.
- Śniło mi się...
- Wiem co ci się śniło. Śniło ci się to jak wtedy was zostawiłem. Prawda? Hermiono wybacz mi proszę. Dobrze wiesz, że byłem pod działaniem horkruksa.
- Ron. Przecież ja cię nie winię. Poza tym to było tak dawno...
- No tak, ale mam wyrzuty sumienia.
- Przestań. Koniec tematu chodźmy dalej spać. Poza tym to ja powinnam cię teraz przepraszać za to, że cię obudziłam - Hermiona nie umiała się uspokoić. Ledwo wypowiedziała te słowa, cała się trzęsła i szlochała.
- Już dobrze - Ron położył się i pociągnął za sobą Hermione. Leżeli tak wtuleni w siebie aż do rana. Żadne z nich już nie zmrużyło oka.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
- Co wy tacy wszyscy nie wyspani? - spytała pani Weasley przy śniadaniu. Faktycznie każdy wyglądał okropnie. Ginny miała przymknięte oczy, a Harry siedział do jej tyłem i opierał się o oparcie jej krzesła. Fred miał całe czerwony i zapuchnięte oczy, pe
ie znowu płakał. Percy podpierał swoją głowę ramieniem, a jego łokieć był zamoczony w misce z płatkami. Chyba nie muszę pisać w jakim stanie byli Ron i Hermiona, prawda?
- Mówię do was - Molly była już odrobinę zirytowana.
- Mamo nie mogłem spać. Czy to moja wina? - powiedział sennym głosem Percy wycierając łokieć z mleka.
- No jasne. Jak pisałeś całą noc z Audrey to się nie dziwię... - Ginny nieco się ożywiła.
- Jaką znowu Audrey? - zapytał się zarumieniony Percy.
- Tą blondyną z ministerstwa. O ile się nie mylę pracuję jako asystentka ministra?
- Aaa... masz na myśli pannę Packard?
- Tak. Właśnie nią. Wiesz co? Udawanie ci coś nie wychodzi... Dobra więc sprawa Percy'ego jest już załatwiona. Teraz wy - powiedziała wskazując palcem na Rona i Hermione.
- My? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona. - Patrz na siebie i Harry'ego.
- Yhm! - chrząknęła głośno pani Weasley. - Czy możecie załatwić te sprawy po śniadaniu?
Już nikt więcej się nie odezwał.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Chociaż dla nas o już koniec tego opowiadania to dla Rona i Hermiony ono nigdy się nie skończy. Ich miłość i przyjaźń przezwyciężą każdą kłótnie i nawet największe niepotozumienia.
Ron kocha Hermione. Hermiona kocha Rona. I już wszystko jest dobrze.