Strony

środa, 2 grudnia 2015

Romione dla MaryStealnight


Dla MaryStealnight
Romione
Harry Potter

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

      W dwa lata Nora zmieniła się nie do poznania. Nie z wyglądu lecz z atmosfery. Cała rodzina, a nawet przyjaciele pogrążyli się w smutku, który bezustannie próbowali zatuszować sztucznym uśmiechem. Po wojnie nikt już nie był taki sam. Po skończeniu Hogwartu Hermiona zamieszkała w Norze. Obiecała sobie, że rodziców odszuka dopiero wtedy kiedy emocje w niej trochę opadną. Co noc śniły jej się koszmary z udziałem martwych ciał leżących na błoniach oraz korytarzach Hogwartu. Co noc w głowie miała przerażający śmiech Bellatrix Lestrange i odczuwała ból, który jej zadawała w Dworze Malfoy'ów. Ogromnym plusem było to, że mieszkała w pokoju razem z Ginny. Przynajmniej kiedy otworzyła oczy czuła się bezpiecznie i przyjaciółka zawsze mogła ją przytulić, pocieszyć. Relacje Rona i Hermiony znacznie się polepszyły. Wszyscy dookoła wiedzieli,że są parą. Nie wstydzili się tego. Co wieczór cała czwórka (Hermiona, Ron, Ginny i Harry,tak Harry też zamieszkał w Norze) siedziała do późna rozmawiając i snując plany na przyszłość. Teraz przyjaciele siedzieli w pokoju chłopaków zajadając się czekoladowymi żabami i fasolkami wszystkich smaków.
   - Hermiono łap! -krzyknął Harry rzucając Hermionie jedną z czekoladowych żab i przez przypadek trafiając ją w twarz.
   - Ej! Stary uważaj! -oburzył się Ron i natychmiast podbiegł do niej i pocałował ją czule w miejsce, w które oberwała.
   - Oh Ron daj spokój! Nic mi przecież nie jest. Nawet nie bolało, ale i tak ci dziękuję. -po wypowiedzeniu tych słów pocałowała go bardzo namiętnie w usta. Ginny i Harry popatrzyli się na siebie i próbowali powstrzymać śmiech.
   - Wiecie co? To może my was zostawimy samych. Powiemy mamie, że nie zejdziecie na kolacje, bo macie COŚ WAŻNEGO do załatwienia. -powiedziała Ginny, a następnie zaśmiała się, zaraz po niej śmiechem wybuchnął Harry. Tym razem to nie był sztuczny śmiech.
   - No Harry przeproś Hermione i wychodzimy. -Ginny złapała Harry'ego za nadgarstek i pociągnęła w stronę drzwi.
   - Haha bardzo śmieszne. - Ron oderwał się od Hermiony i popatrzył się na roześmianą parę spojrzeniem pełnym pretensji

~~~~~~~~~~~~~~~~~

   - A dokąd to się wybierasz Hermiono? -zapytała zmęczonym, ale nawet wesołym głosem Ginny.
   -Oh Ginny myślałam, że śpisz.
   - Dobra, dobra. Nie przedłużaj. Gdzie idziesz o tak późnej porze?
   - A co ty jesteś moją mamą?
   - Nie, ale się o ciebie martwię.
   - No dobra. To zgadnij gdzie mogę iść...
   - Hmm... pomyślmy... do Rona?
   - Brawo! Pięć punktów dla Gryffindoru! -krzyknęła żartobliwie Hermiona.
   - Zostajesz tam do rana?- zapytała i uśmiechnęła się w dziwny sposób.
   - Może. Jak wasza mama przyjdzie na zwiady to mnie kryj.
   - Nie ma sprawy! Bawcie się dobrze!- powiedziała jeszcze szybko, ze śmiechem i drzwi cicho zamknęły się za Hermioną.


~~~~~~~~~~~~~~~~


       Hermiona szła właśnie przez przedpokój, kiedy usłyszała kroki.
   -Kto tam? -szepnęła.
   - Hermiono to ty?
   - Harry?
   - Już się wystraszyłem, że to pani Weasley.
   - Ja też tak myślałam. Dokąd idziesz?
   - Ron mnie wywalił z pokoju. I już chyba wiem dlaczego... Idziesz do niego?
   - Noo... -wyjąkała rumieniąc się. - Jak chcesz to idź do Ginny. Chętnie cie przyjmie.
   - Taa... muszę się zastanowić. No to... miłej zabawy. -uśmiechnął się i odszedł.
   - Uff. -odetchnęła i zapukała do drzwi.
   - Ron, to ja.
   - Wejdź!
Weszła do pokoju. Ron czekał na Hermione stojąc przy oknie i oglądając ogromny srebrny księżyc. Chyba nawet nie zauważył, że ktoś mu się przygląda.
   - Ron - szepnęła Hermiona, tym samym wyrywając go z zadumy. - Idziemy?
   - Tak. - złapał Hermione za rękę i wyszli z Nory. Skierowali się w stronę potoku znajdującego się za Norą.
          Usiedli pod  rozłożystym drzewem i zapatrzyli się w szybko płynącą wodę.
   - O czym myślisz? - zapytała Hermiona, po czym oparła głowę o ramię Rona.
   - O nas - odpowiedział cicho po chwili namysłu.
   - To znaczy? - zaśmiała się i spojrzała figlarnie na Rona. Przy nim nareszcie mogła się szczerze śmiać. Nie czuła już takiego bólu po stracie znajomych. Właściwie to on był w gorszej sytuacji, w końcu stracił brata.
   - O naszej przyszłości i przeszłości.
   - NASZEJ przyszłości? - szeroko się uśmiechnęła.
   -Tak. A co do przeszłości... pamiętasz jak co chwilę się kłóciliśmy? Prawie codziennie przez siedem lat...
   - Nie codziennie... ale bardzo często - dziewczyna poprawiła Rona.
   - Ugh... wiesz co mi się przypomniało?
   - Lavender Brown?
   - Skąd wiedziałaś?
   - Zorientowałam się po tym twoim odruchu wymiotnym... - Ron zaczął się na głos śmiać.
   - Szczerze mówiąc to trochę szkoda mi jej było jak zginęła - powiedziała przez łzy Hermiona. Nie płakała oczywiście z powodu Lavender. Przypomniała sobie martwych Lupinów, Freda, a nawet Colina Creevey'a chociaż nie znała go dobrze. Przed oczami znowu przeleciały jej sceny z bitwy.
   - Nie płacz - objął mocniej Hermione i pocałował ją w policzek.
   - Która jest godzina? - zapytała zmęczonym głosem, ale zanim Ron jej odpowiedział ona już spała. Ron zaniósł ją do swojego pokoju i położył się obok niej na łóżku. Po paru minutach również zasnął.
       Nagle usłyszał jakieś krzyki. Gwałtownie otworzył oczy i wyskoczył z łóżka. To tylko Hermionie coś się śniło. Odetchnął z ulgą, ale jednak nie wiedział co robić. Usiadł z powrotem obok niej i wziął jej rękę.
   - Ron wracaj! Proszę wróć do nas! Ron... Ron... Ron! - krzyczała Hermiona.
   - Cii... już dobrze jestem tu - mówił spokojnym, ale wystraszonym głosem. Wątpił, że Hermiona go usłyszy, ale musiał spróbować. Nagle dziewczyna otworzyła oczy.
   - Ron jesteś tu? - zapytała płacząc.
   -Tak. Jestem.
   - Śniło mi się...
   - Wiem co ci się śniło. Śniło ci się to jak wtedy was zostawiłem. Prawda? Hermiono wybacz mi proszę. Dobrze wiesz, że byłem pod działaniem horkruksa.
   - Ron. Przecież ja cię nie winię. Poza tym to było tak dawno...
   - No tak, ale mam wyrzuty sumienia.
   - Przestań. Koniec tematu chodźmy dalej spać. Poza tym to ja powinnam cię teraz przepraszać za to, że cię obudziłam - Hermiona nie umiała się uspokoić. Ledwo wypowiedziała te słowa, cała się trzęsła i szlochała.
   - Już dobrze - Ron położył się i pociągnął za sobą Hermione. Leżeli tak wtuleni w siebie aż do rana. Żadne z nich już nie zmrużyło oka.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

   - Co wy tacy wszyscy nie wyspani? - spytała pani Weasley przy śniadaniu. Faktycznie każdy wyglądał okropnie. Ginny miała przymknięte oczy, a Harry siedział do jej tyłem i opierał się o oparcie jej krzesła. Fred miał całe czerwony i zapuchnięte oczy, pe
ie znowu płakał. Percy podpierał swoją głowę ramieniem, a jego łokieć był zamoczony w misce z płatkami. Chyba nie muszę pisać w jakim stanie byli Ron i Hermiona, prawda?
   - Mówię do was - Molly była już odrobinę zirytowana.
   - Mamo nie mogłem spać. Czy to moja wina? - powiedział sennym głosem Percy wycierając łokieć z mleka.
   - No jasne. Jak pisałeś całą noc z Audrey to się nie dziwię... - Ginny nieco się ożywiła.
   - Jaką znowu Audrey? - zapytał się zarumieniony Percy.
   - Tą blondyną z ministerstwa. O ile się nie mylę pracuję jako asystentka ministra?
   - Aaa... masz na myśli pannę Packard?
   - Tak. Właśnie nią. Wiesz co? Udawanie ci coś nie wychodzi... Dobra więc sprawa Percy'ego jest już załatwiona. Teraz wy - powiedziała wskazując palcem na Rona i Hermione.
   - My? - zapytała z niedowierzaniem Hermiona. - Patrz na siebie i Harry'ego.
   - Yhm! - chrząknęła głośno pani Weasley. - Czy możecie załatwić te sprawy po śniadaniu?
Już nikt więcej się nie odezwał.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

     Chociaż dla nas o już koniec tego opowiadania to dla Rona i Hermiony ono nigdy się nie skończy. Ich miłość i przyjaźń przezwyciężą każdą kłótnie i nawet największe niepotozumienia.
Ron kocha Hermione. Hermiona kocha Rona. I już wszystko jest dobrze.
     

sobota, 14 listopada 2015

#PrayForParis | Za Francje!

Dzisiaj nie przychodzę do was z miniaturkami, bo to teraz jest nie istotne. To co dzieję się na tym świecie to szczyt wszystkiego! Słyszeliście o zamachach terrorystycznych w Paryżu? No właśnie kto by nie słyszał... Przynajmniej przez parę godzin bądźmy Francuzami! Łączmy się w żałobie z rodzinami osób, które były niewinne, a jednak zginęły przez głupie zachcianki terrorystów. Niestety na razie tylko tyle możemy zrobić dla Francji. Za niedługo takie rzeczy mogą dziać się u nas, więc nie bądźmy obojętni!
Różdżki w górę czarodzieje! Za Francję! /* [*]
#Pray_for_Paris /*
#Pray_for_France [*]


czwartek, 5 listopada 2015

...

   Tak wiem teraz mnie zabijecie... nie dotrzymuję obietnic itd.
Wszystkie miniaturki miały pojawić się pod koniec tego tygodnia. Mam jeszcze dwa dni może uda mi się je dokończyć... chociaż baaardzo w to wątpię. Mam ostatnio wiele problemów w szkole oraz w rodzinie. Nie wyrabiam, a jeszcze piszę kolejny rozdział na mojego drugiego bloga. Bardzo proszę was o wyrozumiałość i cierpliwość. Nie martwcie się nie zapomniałam o was!
Pozdrawiam i przepraszam
NOX!

czwartek, 29 października 2015

Info!

Przepraszam,że tak dawno nic nie napisałam. Mam duźo zamówień (to dobrze), le mam równieź szkołę... muszę nadrobic kilka rzeczy. Do końca następnego tygodnia powinny być już wszystkie napisane :)
~NOX

piątek, 23 października 2015

Mal i Ben dla MaryStealnight :)

Dla MaryStealnight
Mal i Ben
"Następcy"
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dobro zwyciężyło! Znowu... Oczywiście po koronacji księcia, a raczej króla Bena nie obyło się bez imprezy. Tańce do późna, śpiewanie, drinki, przekąski, kilka niewinnych pocałunków i uścisków. Można chcieć czegoś więcej? Tak, można. Bawiłam się świetnie razem z przyjaciółmi i... CHŁOPAKIEM. Byłam zakochana w Benie, a może to tylko zauroczenie? W jego towarzystwie czułam się dobrze, ale jednak czegoś mi brakowało. Pomiędzy nami była taka...pustka. Jego rodzice mnie polubili, tak samo jak Evie, Carlosa i Jay'a. Wiadomo, że ja byłam na pierwszym miejscu ponieważ byłam kandydatką na przyszłą królową. I chyba to mi tak bardzo przeszkadzało.
Przez całe życie mieszkałam na brudnej, wręcz obleśnej wyspie na której piłam kawę, która była tak czarna i błotnista, że aż smakowała jak błoto. Jadłam resztki jedzenia, spleśniały chleb i zgniłe owoce. Spałam na łóżku bez prześcieradła z byle jakimi poduszkami. Musiałam kraść. Teraz miałam mieszkać już zawsze w Auradonie, gdzie żyje się w luksusie. Nie trzeba kraść bo wszystko się ma, wszystko zawsze jest świeże. Przecież Ben będzie miał teraz tyle obowiązków i nie będzie miał dla mnie czasu, a ja co będę robić? Siedzieć w jacuzzi albo chodzić na jakieś bankiety?
- Mal? Kochanie wszystko dobrze?- z zamyślenia wyrwał mnie nie kto inny jak... Ben. Powiedział "kochanie". To tak dziwnie brzmi, prawda?
- Tak. Jest okej.
- Zatańczysz ze mną?
- Znowu? -zapytałam ze śmiechem, chociaż wcale nie było mi do śmiechu. - Może potem. Strasznie mnie bolą nogi.
- Jak pani sobie życzy. -puścił do mnie oczko i z uśmiechem poszedł na parkiet, a po chwili już tańczył z Jane.
Patrzyłam jak Evie i Doug "szaleją" po parkiecie. Wielkim plusem było to, że wszyscy tutaj jakoś się dogadywaliśmy. W końcu doszłam do wniosku, że nie będę tak sama siedzieć i podeszłam do Carlosa, który bawił się ze Starym na jednym z tarasów.
- Czemu siedzisz tutaj sam? -spytałam i usiadłam koło niego.
- Nie jestem sam. Jest ze mną Stary. Prawda pieseczku? -powiedział pieszczotliwie drapiąc psa za uszami.
- Czemu nie tańczysz?
- Nie mam ochoty. -również zaczęłam głaskać psa.
- Widziałaś gdzieś Jane?
- Tak, tańczy z Benem... Poczekaj no... a po co ci Jane?
- No, wiesz... no... już nie ważne. -mówiąc to zarumienił się.
- Jasne. Wiem, że ci się podoba.
- Wcale nie!
- Dobra wierzę ci.
- Na prawdę?
- Nie.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Dwa dni później (nadal bolały mnie nogi, bo w końcu po długich namowach zatańczyłam jeszcze raz) siedziałam w pokoju i patrzyłam w okno bezwiednie gładząc swoje włosy. Myślałam o mamie. Pomimo tego, że mnie nie kochała, a przynajmniej nie tak jak powinno się kochać córkę to trochę za nią tęskniłam. Minęły tylko dwa dni od koronacji, a ja i Ben coraz bardziej się od siebie oddalaliśmy. On co chwilę chodził na zebrania, a jak mieliśmy chociaż pięć minut dla siebie to cały czas mówił mi o sytuacji w jakiej znajduję się królestwo. "No bo wiesz krasnoludki wkurzają się o to, że myszki dostają większe wynagrodzenie, ale przecież myszki muszą mieć nowe materiały na suknie. Z drugiej strony gdyby krasnoludki nie wydobywały złota i diamentów to w Auradonie byłoby więcej biedaków niż na Wyspie Potępionych". Takie teksty słyszałam co chwilę. Do pokoju weszła Evie.
- No nareszcie wróciłaś. Już myślałam, że się zgubiłaś, bo lekcje skończylismy trzy godziny temu.
- Po lekcjach poszłam Carlosem oglądać trening Jaya.
- Co? Dlaczego mnie nie zabraliście?
- Mal. Od koronacji chodzisz zamyślona i nic do ciebie nie dociera.
- No, ale mogliście mnie chociaż zapytać!
- Następnym razem tak zrobimy. Przepraszam.
- Już dobra. To tylko głupi trening. Posłuchaj Evie musimy pogadać -dziewczyna nic nie powiedziała tylko usiadła koło mnie i popatrzyła się na mnie.
- Ja i Ben to już nie to samo. Uważam, że to źle, że jesteśmy razem. za krótko go znam, a poza tym on teraz jest królem. Chyba mu o tym powiem. Zerwę z nim. Jak myślisz?
- Zrobisz jak uważasz, ale myślę, że po tak krótkim czasie nie powinnaś z nim zrywać. Mal. Ty też już nie jesteś sobą. Znam cie bardzo długo i jeszcze nigdy nie byłaś tak przygnębiona.
- Ojejku! Po prostu nie pasuję mi życie w Auradonie! Za dużo tu księżniczek i takich przesłodzonych ludzi! Wychowałam się gdzie indziej! Z tego co widzę tylko ja tu nie pasuję. Wy świetnie sobie radzicie. Ty masz Douga, Carlos ma Starego i Jane, Jay ma te swoje głupie treningi i Audrey, a ja?
- A ty zostaniesz królową. Nie psuje ci to, że jesteśmy szczęśliwi?
- Może i nie pasuje, a co?
- Nic. Już nic. Rób co chcesz, zrywaj sobie z Benem, płyń z powrotem na tę przeklętą wyspę! To będzie dla ciebie najlepsze. -krzyknęła i wyszła z pokoju trzaskając drzwiami.
"Co ja narobiłam?" Skarciłam siebie w myślach i opadłam na poduszki.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Miesiąc minął w zastraszająco szybkim czasie, a ja przez ten głupi miesiąc byłam sama. Bez przyjaciół, którzy się na mnie obrazili. Właściwie to został Ben, któremu bałam się wyznać co czuję i przez to musiałam przez cały miesiąc słuchać jego długich, monotonnych wypowiedzi.
"Czas w końcu z tym skończyć" -pomyślałam i wstałam z łóżka . Nie patrząc się a Evie, która teraz coś szyła na maszynie, wyszłam z pokoju i skierowałam się w stronę komnaty Bena. Zapukałam.
- Ben musimy porozmawiać. -powiedziałam i złapałam go za rękę jak tylko otworzył drzwi.
- O co chodzi? Nie mam zbyt wiele czasu.
- Nie obchodzi mnie to.
- Co ty dzisiaj taka...
- Zaraz ci wyjaśnię -ucięłam jego wypowiedź i wyprowadziłam nas na zamkowe błonia.
- Nasz związek nie ma sensu. -w końcu to z siebie wydusiłam kiedy tak przechodziliśmy obok strumyka.
- Czyli ty też to zauważyłaś?
- Tak -byłam trochę zdziwiona, odpowiedzią Bena, ale zachowałam twardą minę. - Nie masz w ogóle czasu, a ja przez nasz związek jestem zdołowana i przez to moje zachowanie straciłam przyjaciół.
- Ja przepraszam cię Mal. Nie wiedziałem, że to tak wyjdzie.
- Oddaję ci pierścień. To już koniec. -mówiąc to zdjęłam złoty sygnet i dałam go Benowi.
- Ale mogę liczyć na twoją przyjaźń?
- Nie wiem. -powiedziałam oschle i odeszłam w stronę zamku. Myślałam, że przyjmie to gorzej. łatwo poszło, a to znaczy, ż mu na mnie nie zależało.
Na drugi dzień zaczęłam się pakować. Nie mogę tutaj dalej żyć. To nie jest miejsce dla mnie.
- Mal! Co ty robisz? -zapytała się przerażona Evie. to były jej pierwsze słowa skierowane do mnie od kilku tygodni.
- Pakuję się. Nie widać?
- Czyli to prawda? Nie podoba ci się tu.
- Tak.
- Chciałam ci właśnie powiedzieć, że obgadaliśmy to i wybaczamy ci.
Nic na to nie powiedziałam tylko przytuliłam się do Evie.
- Zawsze będziesz dla nie jak siostra, a Carlos i Jay jak bracia, ale nie mogę tu żyć.
- Nie płacz. -dodałam kiedy zauważyłam łzy w oczach mojej "siostry". - Już zawsze będę po stronie dobra, ale ja muszę tam wrócić rozumiesz?
Na drugi dzień szofer odwiózł mnie na Wyspę Potępionych. Tutaj się wychowałam i tutaj dorosnę. Będę mogła pozbyć się z głowy obrazu Bena. Nie zależało mi na nim aż tak, ale jednak mogłam zgodzić się na przyjaźń. No cóż, już nie ma odwrotu. To jest mój dom.

środa, 21 października 2015

Wstęp

Witam was na moim nowym blogu! Niektórzy pewnie znają mnie z bloga: nowepokoleniefelicity.blogspot.com
Przeczytajcie zakładkę "Informacje" :)
Miniaturki możecie zamawiać w zakładce "Miniaturki na zamówienie", ale najpierw zapoznajcie się z regulaminem, który też jest w tej zakładce!
Już możecie zamawiać miniaturki :)


~NOX